igomania
Serca kibiców raz na jakiś czas rozpala miłość do nowego idola. Wbrew pewnej modzie słowotwórczej, nie zawsze jest to prawdziwy fenomen społeczny.
Gdy w 2020 roku Iga Świątek została pierwszym polskim zwycięzcą turnieju wielkoszlemowego w grze pojedynczej, część dziennikarzy ogłosiła początek igomanii. Sukces był nieoczekiwany; publicyści sportowi przewidywali, że polski tenis czeka raczej kilka lat posuchy po zakończeniu kariery przez najlepszą do tej pory polską tenisistkę, Agnieszkę Radwańską. Tymczasem szerzej nieznana sportsmenka stała się autorką największego polskiego sukcesu w historii dyscypliny.
W 86. plebiscycie Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca Polski 2020 Iga Świątek zajęła drugie miejsce, pierwsze zajął Robert Lewandowski. Bukmacherzy w zakładach typu „kto lepszy?” szansę na wyższe miejsce na liście nagrodzonych przyznawali, na przykład, żużlowcowi Bartoszowi Zmarzlikowi. Można powiedzieć, że polska zawodniczka została dobrze uhonorowana za swoje osiągnięcie. Ale to chyba jednak trochę za mało jak na rzekomą manię.
Polska publicystyka sportowa nowych manii by pragnęła i poprzez tworzenie neologizmów, jakby chciała je powołać do życia. Parę lat wcześniej jeden z psychologów społecznych sugerował w wywiadzie możliwość zrodzenia się isiomanii w przypadku zwycięstwa Agnieszki Radwańskiej w finale Wimbledonu (Isia to zdrobnienie imienia Agnieszki Radwańskiej, używane przez rodzinę, występujące też w mediach). Miało również dojść do janowiczomanii, gdy Jerzy Janowicz pokonywał wyżej rozstawionych rywali. A omówiliśmy tylko tenis. W 2018 roku zaczęto mówić o piątkomanii, po bardzo dobrych występach Krzysztofa Piątka w Serii A. Parę lat wcześniej mówiono o kubicomanii, gdy Robert Kubica był podstawowym kierowcą zespołu BMW Sauber i regularnie występował w wyścigach Formuły 1. Dyscyplina wyścigów samochodowych zawsze miała swoich miłośników i będzie ich miała, ale wzrost zainteresowania w Polsce był związany ściśle z występami polskiego kierowcy. Obecnie znów jest domeną stałych fanów. Jeszcze wcześniej natomiast – już ponad 20 lat temu – miał miejsce początek małyszomanii. Od niej się wszystko zaczęło i chyba jako jedyna na swe miano zasługiwała.
Mania w postaci, w której zostaje dołączana do cząstek kojarzonych ze sportowcami (nazwisk – małyszomania, imion – igomania, pseudonimów – isiomania) znaczy tyle, co ‘szał’ lub ‘obsesja’. Małyszomania taki charakter – jako zjawisko społeczne – miała. Przed historycznym Turniejem Czterech Skoczni w 2000 roku skoki narciarskie w telewizji pojawiały się sporadycznie i były niszowym sportem. Niespodziewane sukcesy Małysza zmieniły tę dyscyplinę na zawsze; gdy parę lat później zdobywał srebrny medal na igrzyskach w Salt Lake City, transmisję oglądało 14,5 miliona Polaków. Ludzie wiedzieli, jak nazywa się żona Małysza i że poznali się na dyskotece w Koniakowie. Bułka z bananem weszła do diet wielu amatorskich sportowców, prowadzono akcje zapuszczania wąsika, na zajęciach z informatyki grało się w Deluxe Ski Jump (grę potocznie nazywaną, po prostu, małyszem), a nazbyt natrętni kibice potrafili zbierać na pamiątkę kamienie sprzed bramy domu teściów Małysza.
Czy Adam Małysz był najwybitniejszym w historii polskim sportowcem w sportach indywidualnych? Być może. Sukcesy sportowców z różnych dyscyplin i z różnych czasów są według mnie wzajemnie nieporównywalne. Ale małyszomania była jedyna w swoim rodzaju; wybuchła wskutek zbiegu różnych okoliczności, coś uśpionego po prostu musiało się wtedy nagle obudzić w polskim społeczeństwie. Opisanie tego to już zadanie dla socjologów. W każdym razie nowe wyrazy z manią na razie są na wyrost.
publikacja: 25.05.2021, 21.05, ostatnia aktualizacja: 25.05.2021, 21.25